Przed poludniem lapiemy prom na Bali i wieczorem ladujemy w Padangbai. Pierwsze wrazenie: ale duzo bialych (mimo ze wg Lonely Planet nie jest to miejscowosc turystyczna). Drugie: ale czysto (chociaz juz na Floresie bylo duzo czysciej niz na Sulawesi). Trzecie: ale ladnie - co kilka krokow domy sa zdobione elementami swiatyni hinduskich.
Nastepnego dnia jedziemy do Denpasaru (Kute omijamy z premedytacja, jako ze to najbardziej turystyczna czesc Bali) i pozyczamy skuterek. Poludniowa czesc Bali (zwlacza Ubud) wypelniona po brzegi bialymi, ale im dalej na polnoc tym spokojniej. Przy okazji probujemy wyjsc na zalesiony wulkan - Gunung Batukau, ale ze decyzja byla podjeta ad hoc, zaczelo sie chmurzyc i po 1.5 h drogi skonczyla nam sie woda - zawracamy.
Na wieczor jedziemy na polnoc do Loviny. I tu psikus - jak tylko zjedziemy z glownej drogi, to za chwile jakis lokales nas wola: "hallo mister, you lost the way" i pokazuje ktoredy do Loviny... Na miejscu okazuje sie, ze szalu nie ma - przy ulicy z hotelami plaza jest czysta, ale juz 20 metrow dalej zaczynaja sie wioski i na plazy syf ze strach wchodzic do wody.
Nastepnego dnia planujemy wyjsc na Gunung Agung, przy okazji ogladajac Gunung Batur. Dojezdzamy na miejsce po poludniu (droga przez gory ciagnie sie serpentynami strasznie dlugo) i niestety zaczynamy sie dopytywac o droge. Niestety, bo w okolicy czatuje lokalne "stowarzyszenie przewodnikow", ktore twierdzi ze jest oficjalny zakaz wychodzenia na wulkan bez przewodnika, a przewodnik zyczy sobie za wyjscie z 2 osobami 700 000 rupii (czyli jakies70 dolarow - tak dla porownania, obiad zjesc mozna za 1-2 dolary). Tlumaczen jest wiele: najpierw ze gora trudna i ze byly wypadki, potem ze gora swieta i ze przewodnik nam powie, gdzie nie wolno isc... echhh, szkoda gadac...
Dochodzimy do wniosku ze moze jeszcze tu wrocimy, ale jak Balijczycy zmadrzeja... Jedziemy na wschod do Amed.
Amed to typowy turystyczny resort - wokol prawie same hotele i restauracje, w morzu rafa koralowa 20 metrow od brzegow. Trafilismy jeszcze przed sezonem, wiec wszystko swieci pustkami (za to plaza czysciutka :-). Ale i tak wiekszosc hoteli jest po 30-60 dolarow. Szybko znajdujemy homestay za standardowe 10 dolarow i dogadujemy sie o pozyczenie maski i rurki. Nastepny dzien spedzamy ogladajac rafe i wylegujac sie na plazy.
Wieczorem kierujemy sie z powrotem do Denpasaru - oddac motorek i jechac na Jave. Za kilka dni wylot z Jakarty.
Generalnie Bali robi na nas bardzo pozytywne wrazenie. Poczatkowo balismy sie, ze przez to ze jest to najpopularniejszy cel turystyczny w Indonezji, bedzie strasznie komercyjnie. Miejscami moze rzeczywiscie tak jest, ale jest wyjedzie sie troche dalej od popularnych miejsc, robi sie cicho i spokojnie. Co wiecej, kultura na Bali jest zupelnie inna - wszedzie kroluja hinduskie swiatynie, jest ladnie, czasem wrecz slicznie, czysto. Co wiecej, cenowo wcale nie tak zle, a nawet wiele rzeczy jest tanszych (np. motorek kosztuje 4 dolary za dzien, do tej pory placilismy 6-10 dolarow).
Generalnie Bali robi na nas bardzo pozytywne wrazenie. Poczatkowo balismy sie, ze przez to ze jest to najpopularniejszy cel turystyczny w Indonezji, bedzie strasznie komercyjnie. Miejscami moze rzeczywiscie tak jest, ale jest wyjedzie sie troche dalej od popularnych miejsc, robi sie cicho i spokojnie. Co wiecej, kultura na Bali jest zupelnie inna - wszedzie kroluja hinduskie swiatynie, jest ladnie, czasem wrecz slicznie, czysto. Co wiecej, cenowo wcale nie tak zle, a nawet wiele rzeczy jest tanszych (np. motorek kosztuje 4 dolary za dzien, do tej pory placilismy 6-10 dolarow).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz