Na kempingu doszły nas wieści, że dobra woda jest na rzece Arahura - jednym z klasyków West Coast'u. Ze złych wiadomości - żaden helikopter tam nie lata, bo wszystkim wygasły licencje na tą rzekę i trzeba dreptać na piechotę. Wzdłuż rzeki idzie dość wygodny szlak, i do ostatniego kanionu - Cesspool - wcale nie jest tak daleko. Zbieramy ekipę, i w mocno międzynarodowym składzie (dwójka Polaków czyli my, dwójka Kanadyjczyków, jeden Kiwi, Norweżka, Amerykanin i Niemiec) zaczynamy iść w górę rzeki.
Na miejsce dochodzimy w okolicach południa, więc dochodzimy do wniosku, że właściwie to moglibyśmy iść dalej - wg przewodnika jeśli przejdziemy drugie tyle, to dojdziemy do drugiego, ciekawego kanionu. Okazuje się, że tylko my i Kanadyjczycy mamy siłę i chęci iść dalej, więc rozdzielamy ekipę.
Dalsza droga w górę idzie nam coraz wolniej, ścieżka niby nie stroma, ale kajak wydaje się coraz cięższy. Dopiero koło godz. 3 po południu docieramy w miejsce, gdzie chcieliśmy dojść - okazuje się że to połowa drugiego kanioniku. Z brzegu wygląda ciekawie, widać duży spadek, i zaczynamy pływanie niedaleko powyżej 3 metrowego dropu.
Płynięcie idzie nam dość powoli, i dopływamy na koniec tuż przez zachodem słońca.
Schodzimy na wodę - 16:15 |
Alzheimer Rapid |
Cesspool - można zacząć tak... |
...albo tak |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz