wtorek, 6 grudnia 2011

Taranaki - Giewont Północnej Wyspy

zaległości: 23 października 2011

Wypożyczenie samochodu
Niestety jeszcze nie udało nam się kupić samochodu, więc żeby gdzieś wyjechać szukamy wypożyczalni. Wypożyczalnie są tutaj bardzo popularne i nie kosztuje to zbyt wiele. Z formalności pozostaje tylko podanie numeru karty kredytowej (żadnego spisywania dokumentów, paszportu, etc.) i odebranie kluczyków. Jako jedyny dokument potwierdzający że mamy prawo do tego samochodu dostajemy świstek z umową.
Nieco martwiący jest brak ubezpieczenia OC w standardowej cenie (OC jest tutaj nieobowiązkowe, więc i tak sporo osób go nie ma) - żeby mieć OC trzeba dopłacić drugie tyle. No cóż - musimy uważać :-)

Taranaki
Taranaki (Mt Egmont) to najpopularniejsza góra na Wyspie Północnej, i podobnie jak u nas na Giewoncie, jest tam najwięcej wypadków. Jest ona o tyle ciekawa, że jest to samotnie stojący wulkan, a wokół jest praktycznie płasko jak na stolnicy.
Na miejsce przyjeżdżamy wieczorem. Wszystko pozamykane na głucho. Przyzwyczajeni do "austriackich" warunków biwakowania, znajdujemy jakąś niewielką, schowaną polankę 10 minut od zabudowań i rozbijamy namiot. Rano wstajemy wcześnie żeby nas nikt nie złapał. Za to pół godziny później miły pan w informacji mówi że spokojnie można tu biwakować, ale tylko jeden dzień.... I wcale nie trzeba się chować :-D
Pierwszego dnia podchodzimy na Panitahi - niższy szczyt Taranaki. Podejście po terenie wulkanicznym - dwa kroki do przodu, jeden w tył po obsuwającym się żwirze.

Droga przez busz

Podejście na niższy szczyt

Dwa kroki w górę i jeden wstecz

Na Panitahi



Symes Hut - na szczycie Panitahi

Drugiego dnia próbujemy dostać się na główny szczyt Mt Egmont. Niestety śniegu jest trochę dużo, dość stromo, a raki zostały w Krakowie. Spróbujemy innym razem.


Wyżej już się dziś nie uda

Lunch pod wulkanem

W oddali Mt Doom i Tongariro

Taranaki z oddali
Oposy
Jadąc na Taranaki już w nocy, na drodze w parku spotkaliśmy kilka spasionych oposów - oślepione światłami samochodów stawały na środku drogi lub wyłaziły na drzewa. Przy wejściu do parku wszędzie można się spotkać z ostrzeżeniami o pułapkach i trutkach na oposy. Okazuje się, że jest to jedyny kraj, w którym oposy nie tylko nie są pod ochroną, ale należą do najgroźniejszych szkodników - jako że nie mają tutaj żadnych naturalnych wrogów, ciężko się ich pozbyć (i przy okazji niszczą lokalne zwięrzęta których tu zawsze było najwięcej - ptaki). Za to dzięki temu można w sklepie kupić sweterek i rękawiczki z futra oposa.

Pułapka na oposy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz