- stanie w odwoju (z różnym skutkiem :-)
- nauka loopów na mini-mysticu (niestety nieudokumentowana zdjęciami).
sobota, 26 listopada 2011
Wairoa Release (znowu)
Kolejny weekend "upłynął" nam na pływaniu rzek Kaituna (4x) i Wairoa (2x). Tym razem poza ćwiczeniami z boofowania były także:
wtorek, 22 listopada 2011
Hutt Gorge po burzy
Przez pół dnia i większą część nocy lało jak z cebra, więc poziom wody na Hutt River skoczył mocno w górę. Postanowiłem spróbować wcielić tutaj w życie pływanie w stylu FATH, i o 7 rano zeszliśmy na wodę, a o 9:30 - już w pracy :-) Kilka zdjęć na Blogu FATH. Poziom wody wręcz idealny - 260 cm.
Przyjazd do Wellington
16 lipca 2011
Do Wellington przyjeżdżamy wieczorem, po całodziennej jeździe autobusem. Przez całą drogę próbujemy dodzwonić się do kogoś w sprawie wynajęcia mieszkania, a tu niespodzianka - przeważnie nie ma zasięgu. Okazuje się, że telefony komórkowe mają tu zasięg nie w "97% kraju" (jak w Europie), ale w "97% miejsc, gdzie mieszkają Kiwi" - czyli praktycznie w miastach.
Na dodatek nie bardzo wiemy, ile czasu tu zostaniemy - stwierdziliśmy że dajemy sobie 2 tygodnie na sprawdzenie, czy w ogóle są tu szanse na znalezienie pracy - jeśli nie, wracamy do Auckland. Gdy tak mówimy, nikt nie chce nam wynająć pokoju - wszyscy szukają kogoś "na pół roku albo dłużej". No trudno - na ten nocleg zostaniemy w hostelu Rosemary Backpackers.
Na drugi dzień od rana dalej szukamy mieszkania - po N telefonach w końcu udaje się coś znaleźć. Leje jak z cebra ale w końcu, całkiem przemoczeni, docieramy na miejsce. Dom jest dość stary, ale za to z okien rozpościera się piękny widok na Wellington. No i miła Pani, która to wynajmuje mówi, że możemy zostać ile czasu chcemy. Wspaniale - zostajemy :-)
Dopiero po pewnym czasie dowiadujemy się, że mieszkamy w ekskluzywnej dzielnicy - Roseneath, gdzie mieszkają najbogatsi ludzie w Wellington. Jak to mówią - trafiło się jak ślepej kurze ziarno :-)
Mieszkanie na Końcu Świata
Ludzie na Końcu Świata mieszkają przede wszystkim w domach. Nawet w dużych miastach, jak Auckland czy Wellington, praktycznie każdy ma lub wynajmuje dom. W ścisłym centrum są gdzieniegdzie jakieś bloki, ale i większość krajobrazu zajmują domy. Jeśli kogoś nie stać na cały dom, może wynająć pokój - tak często robią studenci i ludzie którzy dopiero zaczynają pracę.
Koszty wynajmu pokoju są, jak na warunki Polskie, stosunkowo wysokie. W zależności od standardu i lokalizacji, płaci się tygodniowo ok. $150 - $250. Ale i tak wychodzi to sporo taniej (i jest dużo wygodniejsze) niż mieszkanie w hostelu.
Domki są drewniane i, ze względu na stosunkowo łagodną zimę (na wyspie północnej), kiepsko ocieplone - dopiero w nowych domach wstawiane są okna z podwójnymi szybami - we wszystkich starych są pojedyncze. Tak więc mimo że w zimie temperatury nie są bardzo niskie (ok. 9-10 stopni w Wellington), to w pokoju mamy cały czas włączony kaloryfer. Gdy wieje mocniejszy wiatr, porusza nam zasłonami w oknach (oczywiście nie są zbyt szczelne, bo i po co :-)
Do Wellington przyjeżdżamy wieczorem, po całodziennej jeździe autobusem. Przez całą drogę próbujemy dodzwonić się do kogoś w sprawie wynajęcia mieszkania, a tu niespodzianka - przeważnie nie ma zasięgu. Okazuje się, że telefony komórkowe mają tu zasięg nie w "97% kraju" (jak w Europie), ale w "97% miejsc, gdzie mieszkają Kiwi" - czyli praktycznie w miastach.
Na dodatek nie bardzo wiemy, ile czasu tu zostaniemy - stwierdziliśmy że dajemy sobie 2 tygodnie na sprawdzenie, czy w ogóle są tu szanse na znalezienie pracy - jeśli nie, wracamy do Auckland. Gdy tak mówimy, nikt nie chce nam wynająć pokoju - wszyscy szukają kogoś "na pół roku albo dłużej". No trudno - na ten nocleg zostaniemy w hostelu Rosemary Backpackers.
Na drugi dzień od rana dalej szukamy mieszkania - po N telefonach w końcu udaje się coś znaleźć. Leje jak z cebra ale w końcu, całkiem przemoczeni, docieramy na miejsce. Dom jest dość stary, ale za to z okien rozpościera się piękny widok na Wellington. No i miła Pani, która to wynajmuje mówi, że możemy zostać ile czasu chcemy. Wspaniale - zostajemy :-)
Room with a view :-) |
Wellington CBD nocą |
Mieszkanie na Końcu Świata
Ludzie na Końcu Świata mieszkają przede wszystkim w domach. Nawet w dużych miastach, jak Auckland czy Wellington, praktycznie każdy ma lub wynajmuje dom. W ścisłym centrum są gdzieniegdzie jakieś bloki, ale i większość krajobrazu zajmują domy. Jeśli kogoś nie stać na cały dom, może wynająć pokój - tak często robią studenci i ludzie którzy dopiero zaczynają pracę.
Koszty wynajmu pokoju są, jak na warunki Polskie, stosunkowo wysokie. W zależności od standardu i lokalizacji, płaci się tygodniowo ok. $150 - $250. Ale i tak wychodzi to sporo taniej (i jest dużo wygodniejsze) niż mieszkanie w hostelu.
Domki są drewniane i, ze względu na stosunkowo łagodną zimę (na wyspie północnej), kiepsko ocieplone - dopiero w nowych domach wstawiane są okna z podwójnymi szybami - we wszystkich starych są pojedyncze. Tak więc mimo że w zimie temperatury nie są bardzo niskie (ok. 9-10 stopni w Wellington), to w pokoju mamy cały czas włączony kaloryfer. Gdy wieje mocniejszy wiatr, porusza nam zasłonami w oknach (oczywiście nie są zbyt szczelne, bo i po co :-)
niedziela, 20 listopada 2011
Hutt Gorge Annual Race
W niedzielę pojechaliśmy na Hutt Gorge Annual Race. Zawody organizowane przez lokalny klub kajakowy, polegające na drużynowym spłynięciu na czas odcinka Hutt Gorge - drużyny co najmniej 3 osobowe, liczy się czas dopłynięcia ostatniej osoby. Jako że nie mieliśmy drużyny, dołączyliśmy do "lazy team". Mieliśmy płynąć przedostatni, ale po ok. 30 minutach ktoś nas wyprzedził :-) Ostateczny czas: ponad 2h, pozostałe drużyny (raptem 4): 65-70 minut.
Rzeka całkiem malownicza, niestety prawie bez wody. Ale i tak wygląda na to, że ma potencjał. No i jest zaledwie 30 minut od Wellington.
Po spłynięciu grill i impreza w klubie. Gdy dojechaliśmy na miejsce (po zakończeniu płynięcia), okazało się że już prawie wszyscy się porozjeżdżali. Echh, u nas na Kamiennej wygląda to "troszeczkę" inaczej :-)
Rzeka całkiem malownicza, niestety prawie bez wody. Ale i tak wygląda na to, że ma potencjał. No i jest zaledwie 30 minut od Wellington.
Po spłynięciu grill i impreza w klubie. Gdy dojechaliśmy na miejsce (po zakończeniu płynięcia), okazało się że już prawie wszyscy się porozjeżdżali. Echh, u nas na Kamiennej wygląda to "troszeczkę" inaczej :-)
Przygotowania do startu |
Log Drop przy LW |
Po "imprezie" wybraliśmy się na wycieczkę na druga stronę zatoki, przy okazji fotografując ptaka, który z uporem maniaka postanowił biegać po plaży (a zasuwał tak że ciężko go było dogonić :-)
Ptak - biegacz |
sobota, 19 listopada 2011
Otaki Gorge - taka lokalna Białka
W słoneczny sobotni poranek wybraliśmy się na dolny odcionek Otaki - Otaki Gorge. Mieliśmy co prawda jechać nad Rangitikei, ale tam było zupełnie sucho. Na Otaki wody było mało, trudność porównywalna z naszą Białką. Na dodatek cała okolica jest bardzo malownicza i, jak nad Białką, koryto jest wypełnione otoczakami.
Otaki - na brzegach wszędzie paprocie (te co wyglądają jak palmy :-) |
Ekipa "pływaków" na łodzi podwodnej |
sobota, 12 listopada 2011
Wairoa Release
Doszliśmy do wniosku że zrobimy na blogu małe zamieszanie i będziemy na przemian opisywać zaległe rzeczy i nowe, bo inaczej się niegdy nie dogrzebiemy do aktualności :-)
12 listopada 2011
Skoro udało się kupić samochód, to przyszedł czas na pierwszą wycieczkę. Co 2 tygodnie w niedzielę puszczana jest woda na Wairoa. Standard jak w Polsce - 500 km w jedną stronę. W sobotę na rozgrzewkę Kaituna. Przy okazji można tam zakosztować darmowego raftingu :-)
12 listopada 2011
Skoro udało się kupić samochód, to przyszedł czas na pierwszą wycieczkę. Co 2 tygodnie w niedzielę puszczana jest woda na Wairoa. Standard jak w Polsce - 500 km w jedną stronę. W sobotę na rozgrzewkę Kaituna. Przy okazji można tam zakosztować darmowego raftingu :-)
Kaituna: Okere Falls (lewą stroną...) |
i standardowo prawą... |
Kaituna: Tutea Falls |
Prawie darmowy rafting... |
...opłata za rafting :-) |
Rollercoaster - w rzeczy samej :-) |
Ostatni drop na Wairoa z góry... |
...i z dołu |
Subskrybuj:
Posty (Atom)