Poszukiwania pracy postanawiamy zacząć w Auckland - wiadomo, największe miasto = większe możliwości. Przez 2 tygodnie spotykamy się z różnymi pośrednikami i wszystko idzie jak krew z nosa. Zwłaszcza, że mamy tylko wizę turystyczną - postanowiliśmy jechać "w ciemno" i wystąpić o wizę jak dostaniemy ofertę pracy.
|
Mt Eden - jeden z wulkanów Auckland |
|
Widok na Auckland CBD |
Przez tydzień mieszkamy u jakiejś rodzinki, a po tygodniu wynajmujemy pokój kawałek dalej. Ma on jedną zaletę - jest stosunkowo tani... Nazywamy go Lisią Norą, i staramy się w nim przebywać jak najkrócej :-)
|
Lisia Nora |
|
Typowa zabudowa Auckland |
W między czasie udaje nam się jechać na pierwszy spływ kajakowy, razem z
Auckland University Canoe Club. Jako że jest zima i dużo pada, wody w rzece jest dużo i płyniemy tylko łatwiejszy odcinek - ale za to w niezwykłym dla nas otoczeniu.
|
Nad Rangitaikei |
A dnia na dzień Auckland coraz bardziej nam się nie podoba - miasto ma ok. 1.5 miliona mieszkańców, i poza ścisłym centrum (CBD) składa się z samych domów, przez co jest straszliwie rozciągnięte. Poruszanie się na piechotę praktycznie jest niemożliwe, a i tak na ulicach pustki - wszyscy jeżdżą samochodami.
Po dwóch tygodniach, gdy już jesteśmy umówieni na pierwsze rozmowy z potencjalnymi pracodawcami podejmujemy decyzję - próbujemy znaleźć pracę w mniejszym mieście. Najbardziej obiecujące (patrząc na ogłoszenia o pracę) jest, leżąca na drugim końcu północnej wyspy, stolica - Wellington.
ciagle mnie to fascynuje jak niewiele rzeczy czlowiek potrzebuje by sie zadomowic nawet na 2 koncu swiata- wyglada na to ze troche ubran, 3 pary butow, recznik,karimate, spiworek, komorke, komputer, chęć szczera, fantazja :)
OdpowiedzUsuń